Recenzja książki „Duma i uprzedzenie” Jane Austin cz. 2.

Jest też ona, Charlotte Lucas, która podchodzi do małżeństwa z pragmatyzmem, który zaskakuje i rozczarowuje jej przyjaciółkę Lizzy, która chce się zakochać i poślubić mężczyznę, którego kocha. Tak jak Austen odrzuciła niektóre oferty małżeństwa, Lizzy odmawia poślubienia pana Collinsa.

Męski wszechświat oferuje również różnorodne postacie. Pan Darcy jest wyniosły, powściągliwy, dumny, ale w rzeczywistości jest hojny i dobroduszny, z drugiej strony jego przyjaciel Bingley jest wesoły, spontaniczny i elegancki. Również lojalny, ale na pewno nieuczciwy, jest Wickham. Pan Bennet „był mieszanką szybkiego dowcipu, sarkastycznego humoru, powściągliwości i zmienności”, „niewiele zawdzięczał swojej żonie poza faktem, że jej ignorancja i głupota pomogły go rozbawić” i to właśnie widzi Lizzy. Niestosowność swojego zachowania, która prowadzi go do unikania obowiązków rodzicielskich, ani nie unika „narażania żony na pogardę dla własnych dzieci”.

Natomiast pan Collins to postać najbardziej absurdalna ze wszystkich, nieco w połowie drogi między nudą a groteską. To człowiek mało inteligentny, służalczy, pompatyczny i zarozumiały do ​​granic komizmu, jak w scenie oświadczyn z Lizz.

Dochodzę do ostatniej strony powieści i uśmiecham się. Minęło ponad dwieście lat, odkąd Jane Austen opublikowała swoją powieść, a jednak mam przeczucie, że (między innymi) panie w stylu pani Bennet, bliskie jej z powodu nieredukowalnego przekonania, choć być może opartego na różnych możliwościach małżeństwa dla kobiety.

I być może jest to rzeczywiście jedna z charakterystycznych cech powieści: jej bohaterowie.

Austen przedstawia je jako głupie, niepoważne, romantyczne, hojne, niezwykle dumne, zarozumiałe, pragmatyczne, dziwaczne, leniwe. Wszystkie się mylą i często dlatego, że są kruche i niedoskonałe, pospolite, ale nie trywialne.